czwartek, 6 marca 2014

SEN KTÓRY PRZYPOMNIAŁ MI SIĘ PODCZAS PORANNEGO PRYSZNICA

Śnił mu się dzisiaj dom. Nie przypominał tego, który straciłam. Stał samotnie na unurzanym jesienią wzgórzu. Podstarzałe buki rysowały w nim cień od południa. Brzozy gapiły się w zachodnie okna. Dom był nasiąknięty pamięcią niepozornych przedmiotów. Białych filiżanek z filigranowym zawijasem uszka. Drewnianej szczotki do włosów z wygrawerowanym ornamentem w kształcie klucza wiolinowego. Kilkoma rzędami porośniętych kurzem książek. Skrzypiącej, brzuchatej szafy upchanej zapachem lawendy i jedwabną bielizną. Lnianymi poduszkami kimających razem z parą kotów na werandowej otomanie. 

Dom był pusty, ale nie było w nim pustki. Widać było, że czekał na obudzenie. Na małe, bose stopy na schodach. Koszyk świeżo zerwanych pomidorów. Kołysanie rozgrzanego dwojgiem ciał łóżka. 

Sterczałam pod drzwiami i bałam się przekroczyć próg.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz