piątek, 31 stycznia 2014

MOJA TWARZ SPRZED LAT


Oglądałam wczoraj album ze zdjęciami sprzed lat (zdjęcia znalazłam u teściowej, nasze w większości się spaliły). To co uderzyło mnie w nich najbardziej to moja rozdziawiona gęba po brzegi pełna spontanicznej radości. Kiedy patrzę na swoje odbicie w lustrze teraz, widzę zasupłaną w kokon poczwarkę. Rzadko kiedy udaje mi się obudzić w sobie żywiołowy, szczery śmiech. Czasem uśmiecham się bezgłośnie ale nie pamiętam kiedy ostatnio trząsł mi się brzuch i lały się śmiechowe łzy. Czy stałam się ponurym nielotem z kikutem marzeń? Naśmiać się do syta. Smakować życie takie jakim jest. Dlaczego tak prosta rzecz bywa tak trudna?


Kiedy padam na twarz ze zmęczenia próbuję przypomnieć sobie jedną z moich samotnych wpraw w góry. Staram się przywołać drobne szczegóły. Układ chmur, rytmiczne uderzenia traperów o kamień, kolor kosodrzewiny i traw. Myśl, że kiedyś, zupełnie niedawno byłam tak blisko z sobą i Bogiem uspokaja. Wiem, że każda nawet najtrudniejsza sytuacja ma jakiś sens. Rzadko kiedy udaje się go poznać od razu. Wiem też, że każdy podły czas jest tylko chwilą. Tak samo ulotną jak ta, którą chcemy się zachłysnąć.

Dziś po raz pierwszy od miesięcy udało mi się wyjść z mężem na spacer tylko we dwoje. (no ... troszkę przekłamałam wzięliśmy z sobą psa). Udało nam się porozmawiać o tym co zarastało w nas głęboko i zbierało dość upiorne żniwa w naszym związku i naszej rodzinie. Wierzę, że każdy kryzys niesie z sobą ogromny potencjał uzdrawiający. Jeśli tylko zdołamy go wykorzystać może zmienić wiele. Myślę, że tak dzieje się w przypadku naszego związku. Ustaliliśmy plan małych kroków. Wracając po lodowej ścieżce, pod ramię, ciągnięci przez psa raz po raz wystrzeliwaliśmy salwy śmiechu. Poczułam ogromną ulgę i wdzięczność. Zanim weszłam do domu dotknęłam pleców by sprawdzić czy  między łopatkami nie przebiły mi skrzydła.  


środa, 29 stycznia 2014

ROZMOWA PRZEZ TELEFON Z PEWNYM MAŁYM CZŁOWIEKIEM


  • Co robisz?
  • Klęczę
  • Co?
  • Klęczę i za chwilę wczołgam się pod stół.
  • Poco?
  • Bawię się z jednodniówką!
  • Z kim?
  • Z jednodniówką. To taki owad. Żyje tylko jeden dzień. Chcę pokazać mu świat pod stołem.
  • Dlaczego pod stołem?
  • Bo gdyby zobaczył coś więcej byłoby mu żal umierać i resztę swojego życia spędził by żałując.
  • Myślisz, że nie wolałby zobaczyć nieba?
  • Nie wiem, przecież on nie mówi. Ale mogę otworzyć mu okno. Niech sam zdecyduje.
  • I co? Wyleciał?
  • Nie, wspina się po nodze stołu.


wtorek, 28 stycznia 2014

ŚNIEG NIE ŚNIEG



Przez zaparowane okna widać trójkąt. Srebrny. Profil dachu i nieba i niewiadomej.

Szczęście można mierzyć chęcią nieposiadania. Im mniej masz tym więcej jest w tobie. Wolności. Przekory. Zachwytu. Na przykład śnieg. Jeden płatek wydaje się misternym dowodem lekkości i piękna. Dodaj do jedynki kilkanaście zer i biały puch zmieni różowe policzki w fioletowe gliniane placki. Nie chcieć więcej niż masz. Nie żyć w poczekalni. Doceniać to co dzieje się na wyciągnięcie dłoni. Tu i teraz. 

Gdy wracałam dziś ze spaceru z Jaśkiem śnieg sypnął w oczy pamięci. Znów zobaczyłam swój dom. Ten, którego już nie ma. Minął rok i miesiąc. Biel zasypała ślady. A jednak pamięć wciąż wisi na granicy ust. Garść popiołu która przepaliła ćwierć serca. Wciąż otwieram ten sam rozdział. Czas, który strawił ogień. Czas wysokich traw. Czas gonitwy psa. Czas pieczenia chleba. Czas powrotów. Czas ognia w piecu. Czas muzyki. Czas białych płacht przestrzeni. Czas bosych stóp. Czas wysokich drzew. Czas wielkiej kłody po której balansowały bose stopy. Czas czarnego nieba zasypanego rojem gwiazd. Czas brzuchatych dyni. Czas altany. Czas malowania kamieni. Czas malowania drzwi. Czas pisania. Czas nazywania rzeczy małych. Czas nadziei i czas ucieczki. Czas który odszedł i czas który pozostał.



poniedziałek, 27 stycznia 2014

RZECZY MAŁE NAJLEPIEJ WIDAĆ Z SAMEGO RANA



Zamknięta w skorupie przyzwyczajeń rzadko kiedy wychylam głowę by dostrzec rzeczy małe. A przecież to właśnie one mają siłę zmieniania rzeczywistości. Codzienność lepimy z drobiazgów, które mogą nadać życiu zupełnie nową jakość. Dostrzec piękno w zwykłości to najprostszy krok by złapać szczęście na gorącym uczynku. Weźmy na przykład muzykę. Zasnuty chmurami listopadowo – styczniowy poranek przeobraża się w ciepły, łagodny początek dnia dzięki fado Marizy, balladzie Cohena albo jednemu z koncertów Bacha. Kolejny przykład herbata. Dla mnie zdecydowanie bardziej niż kawa. W glinianym kubku w zimowej wersji z miodem i cytryną. W wersji letniej z cytryną i miętą. Bardziej zielona niż czarna. Czasami biała z płatkami róży. Obejmowanie glinianego kubka ledwie przebudzonym świtem. Słuchając muzyki. Patrząc na wynurzające się z półmroku różowe chmury. Albo czytając książkę. Kilka zdań, które poprowadzą cię przez resztę dnia.

Lubię takie poranki kiedy wstaję pierwsza przed tupotem bosych stóp. Zdarza się to rzadko. Ostatnio rzadziej niż zwykle ze względu na Jaśkową kradzież mojego nigdy nie dokończonego snu. Bywało tak jednak zwłaszcza latem, że siadałam na tarasie, wdychałam soczyste, lekko schłodzone powietrze i przez krótki moment mogłam nasycić się samą esencją chwili. Potem zazwyczaj robiłam się bardzo głodna. Śniadanie jadłam już w towarzystwie małych bosych stóp.

niedziela, 26 stycznia 2014

PUSTA KARTA

Nie chodzi o to, że nie ma rzeczy, o których warto mówić.
Raczej o to, że są rzeczy, o których nie da się powiedzieć.” 

Kawałek światła uwięzionego w zmierzchu. Przerzucam myśli przed migającym kursorem. Przede mną wciąż pusta karta.

Można dopasować wszystko. Zapach. Kolory. Smak. Dźwięki. Cienką niebieską żyłę ma skroni. Migawkę spojrzenia. Dwa pączki nieba w brązowym miodzie. Można narysować głos. Canzoni e concertin. Albo zmieścić w palcach zapach. Niebieski a może seledynowy. Można poszukać też cieni. Nazwać je melancholią albo nicnierobieniem. Albo po prostu zamknąć oczy i milczeć.

Pusta karta. Szukanie. Nie nowego, a tego co jest. Przypominanie czyli wyobraźnia. Wszystkość czyli brak. Biel która zaprzecza kolorom. Bo ma je w sobie. Granice czyli język. Pusta karta. Niech się po prostu dzieje.