wtorek, 26 stycznia 2016

ŚWIĘTY PORZĄDEK RZECZY

Lubisz bawić się słowami. Lenistwo nazywasz troską. Głupotę - koniecznością. Chciałabyś choć przez jeden dzień uwolnić się od wątpliwości. A przecież to właśnie one pozwalają ci jeszcze pozostać sobą. Wątpliwości. Stan bycia w drodze. Bywa, że tylko to jest w stanie cię obudzić. 

Czasem w akcie paniki lub, (jeśli wolisz), odwagi, porzucasz Święty Porządek Rzeczy. Nie wsiadasz do auta. Nie wydajesz pieniędzy. Nie zastanawiasz się, co zrobisz na obiad. Idziesz do lasu. Patrzysz jak hojna zima pozwala ukryć to, co niechciane. To, co dręczy. Poranne opatulenie śniegiem. Nadzieja, że może tym razem z tej ciszy wyjdziesz cało. Za chwilę nieuchronność wlezie w twój dzień w obłoconych butach. Ale teraz jest tylko to, co dzieje się tuż przed twoimi oczami. Młode buki sypią miedzią w biel. (Dlaczego wciąż jeszcze nie straciły liści?) Skała udaje tunezyjską królową z obrazu Quentina Massysa. Czarny szczeniak zmienił się w polarnego lisa. Znika zapętlenie myśli. Mróz wyczesuje z nich iskry światła. 

Wracasz do domu. Robisz herbatę. Piszesz wiersz na odwrocie rysunku Małej Fi. Potem gotujesz obiad i szykujesz się do pracy. 

Zanim umalujesz usta postanawiasz podzielić się wierszem.

jednym ciosem nokautujesz pragnienie i strach jednocześnie
dociskasz pięścią, tak by zabrakło im tchu
zajmujesz się głównie dreptaniem
krzątasz się wokół niemych słów

przez wpół- zamarznięte okna podglądasz tych,
którzy nie zastanawiają się
mężczyźni zarastają na zimę
czasem gadają do krów
kobiety słyszą sypiący się pod drzwiami śnieg

jak długo będziesz tak siedzieć
wpychając wszystko co masz 
w jedno uniesienie powiek?

trzeba przekręcić kluczyk w aucie
unieść kolejne dni

chcesz przesunąć ręką wzdłuż nagich rozgrzanych pleców
chcesz usłyszeć chichoty małych stóp
po co znów zakładasz rękawiczki?
po co raz jeszcze gadasz z lusterkiem wstecznym?

 chodzisz tam i z powrotem po linie
balansujesz w bladym świcie
a w kuchni wciąż gotuje się woda

czwartek, 7 stycznia 2016

PRZEMYTNIK CODZIENNOŚCI

Poranek ścięty chłodem. Powietrze klarowne. Wdech, wydech, idziesz szybkim krokiem pod górę. Przed pracą do lasu. Łagodnie opuszczasz objęcia strachu by oddać się temu co jest. Ten moment jest wszystkim co masz. Jest twoją odwagą. Twoim wyborem.

Myślisz o tym, co nieuniknione. I o tym czego nie potrafisz zmienić. Jesteś przemytnikiem codzienności. Każdego dnia próbujesz ocalić kilka cząstek elementarnych: garść sensu, wiary, siebie. Przemycasz drobinki ciszy. Chcesz usłyszeć własny głos. Czyżby? Masz wybujałe ego. Zacznij wreszcie gotować ten rosół i znajdź w końcu pogubione rękawiczki i skarpetki. Dlaczego zamiast spać znów czytasz? Siedzisz po ciemku zamiast iść do dzieci. Przyspiesz wreszcie...

Zamiast wyznaczać sobie ambitne cele zauważam drobinki. Biorę dzieci na sanki po ciemku przez las. Psu nie zakładam smyczy. Oglądamy zamrożoną kaczkę na lukrowanym śniegiem stawie. Mała Fi, ( w rękawiczkach nie do pary), ściska w ręku lupę i studiuje płatki śniegu, Mały Wilczek ściga się z psem i ląduje w zaspie tuż przed strumieniem. W tym czasie Duży Wilk robi filmik z szaleńczego zjazdu z Góry Kamikadze. M. dowie się o tym dopiero oglądając nagranie. Na razie buszuje w domu z wiertarką.

Wieczór zamiast kieliszka wina funduje stosy nieumytych naczyń. Zepsuła się pompa od hydroforu. Na szczęście przy studni stoi też wiadro...

Raz jeszcze myślisz o tym, co nieuniknione i o tym czego nie ma, choć wydaje się, że jest. Zatrzymujesz pod

powiekami ziarna piękna i zakasujesz rękawy. Zastanawiasz się jak dzisiaj zmyjesz ten brud spod paznokci. Nie za długo. Mały Wilczek wtyka ci pod nos swoje nowe dzieło. Pracował dzielnie. Aż po czoło utytłany jest farbą.