wtorek, 25 listopada 2014

TUSZ DO RZĘS I KADZIDEŁKO O ZAPACHU JABŁKA I CYNAMONU



Zapaliłam kadzidełko. Chciałam strząsnąć z siebie marznącą breję kolejnego pustego dnia. Pamiętam dobrze ten zapach. Jabłko i cynamon. Tak... Dym rysował szlaczki z dzieciństwa. Głębokiej jamy przez którą przeczołgiwałam się tyle razy, nie zdając sobie sprawy, że każdy korytarz miał kształt ósemki. Zawsze wracałam w to samo miejsce. Czasem lądowałam po jasnej stronie. Najczęściej jednak po tej ciemnej. Nie rozumiałam, że cała moja dorosłość jest tylko przypisem do dzieciństwa. Nie mogłam też wtedy pojąć, że fatum z czasów zamierzchłych niesie w sobie też pewien paradoks. Nie potrafię wydrzeć z siebie własnych blizn. Ale mogę stanąć na drodze i iść. Jeśli tego dokonam, będę tym, czym zdołam się uczynić. Zrozumiałam to bardzo późno. Czy za późno?

Kiedy nadchodzą ciemne dni, staram się trzymać pod powiekami kilka pastelowych obrazków. Na przykład ten. Jabłka krojone w ćwiartki i obierane z namaszczeniem. Ćwiartki nabijane na nóż. Zjadane szybko, z rozczarowaniem i wstydem. Bo przecież wolałam jabłka w całości ze skórką. Nie mogłam jednak wtedy pogardzić żadnym okruchem ciepła. Bo przecież zawsze czułam jego niedosyt. Nigdy nie przestał być dotkliwy.

Próbuję wtedy też myśleć o zapachach. Te obiecujące trzymają się pamięci, jeśli zdołałam ją oszukać. Umiem to robić. Zmywam puder z policzków i patrzę na ucieranie cukrowej róży. Albo wylizywanie koglu – moglu na sernik. Kiedy myję ręce, stoję w kolejce w piekarni, która była kiedyś tryumfalnym obeliskiem gorących, bułkowych bochenków. Tak... Pył rzucony w oczy. Zamazujący to, co mroczne i okrutne. Pył, który trzyma się powiek tak długo jak tusz trzyma się rzęs.

Kilka dni temu przyczołgała się do mnie jedna z tych chwil, gdy nagle przecięta blizna wylała się niepowstrzymanym smutkiem. Jechałam wtedy autobusem. Wracałam ze szkolenia, które nie wiedzieć czemu i po co wydawało mi wtedy potrzebnym antidotum. Tabletką przeciwbólową. Uśmierzającą nadmiar myślenia. To była rzecz jasna dość naiwna myśl.


Usiadłam wtedy obok młodej dziewczyny. Była obiecująco chuda i ładna. Wyglądała na studentkę. Pomyślałam, że to dobry wybór, zważywszy na to, że autokar był mocno zatłoczony. Dziewczę natychmiast oddało się w ramiona komórkowego fejsbuka. Próbowałam patrzeć przez okno. Ale jedyne co widziałam, to uderzające po oczach bilbordy. Były jak hałaśliwy kondukt przeciskający się przez wąskie aleje cmentarza. Wielkie białe uśmiechy z których wyciekał strach. Lęk, który wtłacza do głowy tony bzdur. Nie wiem dlaczego zdołał wtedy odkleić się z jakiejś reklamy i przedrzeć do mnie przez szyby autokaru. Wlazł głęboko pod moje powieki. Pod gardło podchodziły mi łzy, ale miałam przecież tusz na rzęsach. To on zmienił bieg mojego bólu. Zaczopował ranę. Wlało się do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz