wtorek, 6 maja 2014

PUDEŁKO PO BUTACH


Ktoś zamknął mnie w pudełku po butach. Skurczona przestrzeń. Nawyki zamiast myśli. Chaos włazi pod powieki albo chichocze za uchem. W zanadrzu rozpycha się łokciami jedna myśl. Uciec. Z pudełka po butach? Za bardzo tu pachnie absurdem. Nie mając niczego poza osaczającą mnie przestrzenią, zabieram się do partyzantki. Na początek oczyszczanie z odbierających jasność widzenia zwałów nagromadzonych przedmiotów. Zaczynam od ubrań. Z nienawiścią rozpruwam wnętrzności szafy. Włączam muzykę. Tom Waits kusi myśli Somewhere. Pognałam gościa i zaprosiłam Bacha. Niestrudzone Koncerty Branderburdzkie ogłupiają wściekłość. Wyłazi ze mnie i czai się po cicho w kącie. Ciskam w nią kobaltowym swetrem. Niebieski wycisza.

Postanawiam wbrew swojej naturze działać sprawnie i metodycznie. Szykuję zielone i granatowe worki. W zieleń pakuję rzeczy do oddania. W granat ciskam to co poczeka na sypiące śniegiem granatowe kożuchy. Im więcej w worach tym większa lekkość w głowie. Stopy też robią się jakieś lżejsze. Uwolnione ze zbroi wełnianych skarpet ostrożnie wyciągają czułka by wreszcie dotknąć cudownie zimnej, kamiennej podłogi. Zmieniam Koncerty Branderburdzkie na Boba Dylana. Tacham wory do garażu depcząc po drodze wilgotną, chłodną trawę.

Zapominam o operacji „szafa”. Zostaję na ogródku. Zapuszczony trawnik przygarnął bandę pokrzyw. Są całkiem ładne. Młode, ale już nie anemiczne. W sam raz na sałatkę. Nazbierałam spory pęczek. Stopy naszpikowane intensywnością doznań zapraszają mózg na endorfinowy koktail. Spryciary oszukały ból.

Ściskam w ręku srebrny nóż, wydzierając się z Janis Joplin Try just a little bit harder. Pokrzywowy wiecheć pozwala bez szemrania się posiekać. Dodaję jajko i własnoręcznie zrobiony majonez. Całość posypuję kminkiem i świeżo wyhodowanym dystansem do samej siebie. Popijam sokiem z buraka i jabłek ze szczyptą zachwytu zmieszaną z łyżeczką dziegciu. Od czasu do czasu odrywam się od stołu by z dumą rzucić okiem na bliki światła w oczyszczonych jelitach szafy. Dopiero po dziesiątym kęsie i jedenastym łyku zauważam, że pudełko po butach wcale nie jest zamknięte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz