sobota, 31 maja 2014

DESZCZ RAZ JESZCZE PRZYPOMNIAŁ MI ŻE ŻYJĘ


Zaparzyłam esencję chwili. Stoję nad czajniczkiem czasu i boję się nalać wody do filiżanki. To co najważniejsze, najbardziej zmieszane z pulsującym w niebieskich żyłach gejzerem krwi jest tylko drobinką. Zwykłe, proste szczęście ledwie trąca zmysły. Można nie poczuć. Nie zauważyć. Wleźć na piękno i zgnieść drobinę jak mrówkę. Można przejść obok ze wzrokiem utkwionym na czubku swoich palców. Czasem jednak jest to przeczucie. Ten blik światła, który każe się zatrzymać.


Przecinałam dziś zielone futro półzmierzchowej, obrośniętej zielskiem szutrowej drogi. Trawy sięgały mi ud. Bzyczało. Kumkało. Ćwierkoliło. W pewnej chwili poczułam uderzenie wielkiej srebrnej kropli. Potem drugiej, trzeciej, trzydziestej siódmej. Deszcz nakłuwał policzki, kark i lekkomyślnie nieodziane ramiona. Zatrzymałam się i pozwoliłam by krople łączyły się w pary i spływały koniuszkami włosów na plecy, piersi i brzuch. Poczułam zimno ale nie mogłam oderwać nóg by wyrwać się tej chwili. Zaiste. Deszcz raz jeszcze przypomniał mi, że żyję.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz