sobota, 7 czerwca 2014

JAK POTRAKTOWAŁAM BALON SERIĄ Z KAŁASZNIKOWA


Moim najgorszym wynikiem synoptycznym są słabe opady deszczu. Niby pada a jakby nie pada. W takie dni lepiej się ode mnie trzymać z daleka. Chcesz przykład? Proszę bardzo. Myszowate sobotnie przedpołudnie. Tkwię skoszarowana w niewielkiej kuchni. Mąż ma pecha i tkwi razem ze mną. Szykujemy obiad. Dwa przywiązane sznurkiem do stołu balony nadmuchane skompresowaną frustracją. Za chwilę byle głupota przyniesie wybuch. Nie mylę się. Jednak choć jestem na to przygotowana, nie umiem odeprzeć w sobie przemożnej pokusy by się na kimś wyżyć. Mąż obiera marchewkę do zupy. Gdy kończy swoim zwyczajem porzuca obierki na stole. Nie bawiąc się z zdroworozsądkowe myślenie robię mu nieprzyzwoitą awanturę. Tym razem jednak zamiast podjąć wyzwanie, mężowski balonik wysupłuje się z węzła zabiera kluczyki od auta i zatrzaskuje drzwi.

Stoję gapiąc się w okno. Wielka, tłusta mucha przecina swoim bzyczeniem wiszący nade mną obłok ciszy. Porywam gazetę i zaczynam wściekle walić po szybach. Po kilku ostrych uderzeniach budzi się niedospany jeszcze synek, a mucha sfruwa do salonu. Skradam się do wózka, stworek, ku mojemu zdziwieniu wcale nie jest niedospany. Leży sobie z uśmieszkiem zawisłym na pyzatych policzkach i w skupieniu próbuje złapać spacerującą po nim muchę. Siadam na fotelu i przyglądałam mu się z ukrycia. Skończył dopiero trzynaście miesięcy a tyle mogę się od niego nauczyć. Wracam do kuchni. Zbierałam obierki i wyrzucam je do kompostowego wiaderka.

Jem obiad z dziećmi i balonem ukrytym w połach swetra. Nabuzowany radością życia rodzinny ludek chichra się nie wiadomo z czego. Mogłabym z przyzwyczajenia zmarszczyć brwi i warknąć. Postanawiam jednak wyskoczyć z małą wizytą na drugą stronę lustra. Kiedy docieram na miejsce zderzam się ze zdyszanym Kapelusznikiem. Wybałusza i tak wyłażące już z orbit oczy i trzy razy porusza zabawnie nosem. Wybucham śmiechem. Strzelam na oślep kałasznikową śmiechową serią. Przebijam swój balon. Za oknem z gęstego futra chmur wyłażą anemiczne promienie słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz