czwartek, 11 września 2014

PASAŻER NA GAPĘ

Obudziłam się popielato – różowym świtem i zobaczyłam, że skończyło się lato. Zegar świrował od samego rana. Dostał palpitacji mechanizmu zębatego i przyspieszał z minuty na minutę. Kawę musiałam wypić na stojąco. Nie zdążyłam pocałować w pięty śpiącego jeszcze Wilczka. Nie odgarnęłam z czoła włosów małej Filozofki. Zamiast patrzeć jak wrony zrywają się z wierzchołków topoli, umalowałam usta i założyłam niewygodne buty. Zbiegłam po schodach i otworzyłam bramę do obcego świata. W tej samej chwili poczułam jak sztywnieje mi kark. Ciało zmieniło się w gorset. Zbyt ciasny by móc swobodnie oddychać. Dźwięki rozsypały się w ostrza i wbiły w moje ramiona. Odruchowo przyspieszyłam kroku, próbując wyrwać się z osaczającej mnie przestrzeni. Ale ona zaczęła się kurczyć. Czułam jak mnie zasysa. 
Siedem razy przełykałam ślinę, próbując wydobyć z siebie swój własny głos. Kiedy w końcu mi się udało, pomyślałam, że chyba lepiej będzie pomilczeć. Tu każdy mówił dużo i głośno, ale prawie nikt nikogo nie słuchał. Usiadłam na zielonym krześle. (Ładnie kontrastowało z moją granatową marynarką). Nie mając pomysłu czym zająć ręce, otworzyłam torebkę. Po jej krawędzi wędrował pomarańczowy żuczek. Pasażer na gapę. W jaki sposób przemycił się do tego świata? Otworzyłam dłoń i pozwoliłam mu przechadzać się ścieżkami moich linii papilarnych. Poruszał się dość niezgrabnie i bardzo powoli. Zatrzymywał się. Unosił czułka. Co chwilę zawracał. Uśmiechnęłam się na myśl, że wreszcie znalazłam bliską mi istotę.  

1 komentarz: