czwartek, 7 sierpnia 2014

PRANIE

Lubię wieszać pranie w ogrodzie. Zwłaszcza latem. Tak jak dziś z samego rana.
Domowy ludek otulony pierzyną snów odsypia wczorajsze nocne rozmowy z sową. Biorę wiaderko pełne mokrej bielizny i idę na bosaka pod śliwę. Sznurek łączy węgierkę z sosną. Pod nogami wyczuwam kujące szyszki i wilgotne zielone śliwki zrzucone lekkomyślnym gestem wiatru. Trawa jest chłodna. Mokre od rosy zielone futro tętni lilipucim życiem. Trzeba uważać na wyłażące z cienia ślimaki i pszczoły zanurzone w kwiatach koniczyny. Stawiam kroki ostrożnie, obserwując jak kolorowe płachty bawełny poddają się subtelnym ruchom powietrza. Nie spieszy mi się.

Wracam do domu. Robię kawę. Lubię wypić ją sama. Na tarasie. Siadam na nagrzanym słońcem fotelu. Obejmuję biały, wielgachny kubek. Najpierw wypijam zapach. Potem kształt porcelanowego ucha. Na końcu smak. Patrzę jak moja zielona tunika tańczy z granatową koszulą męża. Potem oglądam balet żółtej sukienki czteroletniej filozofki. Nie pozwalam by myśli osaczyły mnie swoim marnym widokiem na przyszłość. Powoli piję napar chwili. Odkładam kubek dopiero gdy słyszę pierwsze tupoty małych stóp.  

2 komentarze: