poniedziałek, 28 sierpnia 2017

PRANIE I LATARNIA


Wieszasz pranie. Sznurek rozpostarty między dwiema brzozami. Wiatr tańczy w białych prześcieradłach. Ty na bosaka. Trawa sucha i ciepła. I turlający się po niej kot. I pies gapiący się na żuka, który dostojnie przemierza swój własny mikrokosmos.

Obrazek pozbawiony świateł i fajerwerków. Mimo to, a może właśnie dlatego jest w nim cała esencja. Proste szczęście, które nie potrzebuje oklasków. Życie, które wybrałaś. Maleńka wioska. Dolina na skraju gór. Sarny objadające pleciony z wierzby płot. Nawłoć, która próbuje podjąć ekspansję twojego ogródka. Mięta, rozmaryn i pomidory w skrzynkach tuż za progiem. Dynia na skraju przekopanego stoku. Malwy pod oknami. I winogrono czule obejmujące  południowo zachodnią ścianę domu.

Dzieci od rana do zmroku na bosaka. Nie możesz znaleźć butów Małego Wilczka. Zdejmujesz więc i swoje buty. Idziecie po ściółce i bukowych szyszkach przez las. Wspinacie się po skale. (Tej na której ćwiczą się Mali Podróżnicy). Jak to możliwe, że czterolatek potrafi bosymi stopami objąć guzowaty granit, a potem biec po kamieniach, po gałęziach, po żwirze. Las jest jego placem zabaw, jadalnią, tajemniczą szkołą. Jest bezgranicznie jego.

Schodzicie w dół. Mała Fi huśta się na linie zaczepionej na gałęzi drzewa. Dotyka piętami nieba. Chcesz zrobić to samo. Nie jest łatwo, ale Mała Fi ma dobre serce. Teraz twoje stopy w liściach i tuż pod chmurami. Raz jeszcze udało ci się być dzieckiem. Potrafisz śmiać się całym brzuchem i biec z górki łąką pełną krowich placków. Potrafisz nie gderać.

Wieczorem, kiedy ciepło i cisza unoszą się nad snami twoich dzieci, bierzesz psa i muzykę na uszach. Wystawiasz głowę na uwielbienie gwiazd. Droga mleczna mizdrzy się swoim pięknem nad czarną łąką. Muzyka Glassa The Hours a zaraz potem Morning Passages. Czujesz, że szczęście podchodzi ci pod gardło. Chcesz trzymać tę chwilę jak imbirowy cukierek pod językiem. Aż poczujesz ból. Zwykłość nienasycona. Przesiąknięta brakiem, zmęczeniem i poezją. Unurzana w pięknie rzeczy małych.



Chcesz zlać się z tą nocą. Idziesz przez las nie zapalając światła. Las żyje magią o wielkich oczach. Zmienia trawy w ptaki i drzewa w trolle. Pies trzyma się przy nodze. Wie, że go potrzebujesz. A jednak. Gubicie drogę i wpadacie na białe żaglówki. Na masztach wiszą jednak tylko prześcieradła. Pranie staje się latarnią i przewodnikiem. Ot, cała codzienność. Zawsze inna niż zdołasz sobie wymyślić.

2 komentarze:

  1. "Ot, cała codzienność. Zawsze inna, niż zdołasz wymyślić." I jeszcze: "Proste szczęście, które nie potrzebuje oklasków". Z tymi słowami wchodzę dzisiaj w swoją codzienność, proszącą cicho o moją akceptację i wdzięczność. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Agnieszko, dziękuję, że zajrzałaś. Tak. Wdzięczność i akceptacja dają moc. Łatwiej jest mierzyć się z tym co jest ci dane jeżeli potrafisz to docenić. pozdrawiam cię ciepło

    OdpowiedzUsuń