Kuchenka na drewno. Dziwna była nasza relacja.Od nienawiści, poprzez frustrację, po chichą wdzięczność. Wehikuł normalności odlany na gruzach remontu.Ciepło, które żyje, trzaska, zmienia intensywność i kolor. Gotowanie na ogniu. Wolne, aromatyczne.
Wczoraj obejmowałam z Małą Filozofką i Młodym Wilczkiem pnie drzew. Dotykaliśmy aksamitnej kory młodych brzóz i czerstwej faktury stuletnich dębów. Zbieraliśmy liście i przyklejaliśmy na kartki kolorowe znaki czającej się za progiem jesieni. Dzieciom nie przeszkadza sypiący się tynk i beton na podłodze w jadalni. Potrafią bezkonfliktowo zanurzyć się w rzekę czasu. Wejść z samo dzianie się, w czystą esencję chwili.
Tyle razy dzieci pokazały mi kim jestem i kim chciałabym być. Jedyne lustro jakie na razie mamy jest w sypialni. Rzadko tam zaglądam, a mimo tego wciąż widzę swoje odbicia. We wczorajszym nagłym zasmuceniu Małej Fi. W gestach Młodego Wi. I ich kłótniach. W uporze i niezależności Dużego Wilka.Ogień w piecu. Kubek z herbatą obejmowany całymi dłońmi. I muzyka. Nade wszystko muzyka. Znów zaprosiłam Katie Melue. 'You are the tiger burning bright. Deep in the forest of my mind'. Za chwilę wróci M. i znów rozkręcimy młyn. Na razie jednak jest tylko mała szczelina. Jest czas, który założył czapkę niewidkę i zapach palącego się drewna.
