poniedziałek, 7 marca 2016

GDY TWOJE CIAŁO ZMIENIA SIĘ W WIÓR

Pozwolić by szczęście odeszło wolne. Dać sobie miejsce na brak. Na niedoskonałość każdego szczegółu. Pozwolić by smutek napęczniał w ciepły kompost. Dać miejsce robakom. Niech robią swoje. Gdy humus dojrzeje, zasadź na nim przebiśniegi. Chuderlaki ledwie potrafią udźwignać zakończoną białym pąkiem łodyżkę. A jednak są całkowitym zaprzeczeniem braku. Mieszczą w sobie wszystkość.

Przez dwa tygodnie prawie nie wychodziłam z łóżka. Nie, nie miałam depresji, choć pewnie ładnie pasowałoby to, tu do kontekstu. Miałam grypę. Ukraińską, albo bóg raczy wiedzieć jaką. Taką co wysysa. Urabia w zombi. Problem w tym, że kiedy już wraca się do zdrowia, zombi ma się w tobie na tyle dobrze, że wcale nie chce wyleźć. Jesteś w potrzasku. Trzepoczesz skrzydłami by żyć, ale nie masz siły zrobić kroku. Dosłownie. Padasz na schodach między łazienką a sypialnią. Robi ci się słabo i dalejże hura znów w bastiony, a raczej barłogi łóżka. Twój mąż nie może na ciebie patrzeć. Dzieci szczypią cię po policzkach. Jesteś na samym dnie świeżo urobionego kompostu. Masz zlepione włosy i paznokcie, których mógłby pozazdrościć ci twój pies. Chcesz, żyć ale z twojego ciała zrobił się wiór. Nie mogąc dłużej tego znieść wydzierasz się na wszystkich. (Począwszy od męża, przez dzieci, na psie skończywszy). Na dodatek znów oglądasz „Sierpień w hrabstwie Osage”. I powtarzasz słowa T.S. Eliota: „Życie jest długie... Życie jest cholernie długie”.

Modlisz się, kucając pod drzewem. Słuchasz topniejącego śniegu. Chcesz zmieścić w granicy mroku tamto odbicie w lustrze. Pokiereszowane zwierze. Najeżone strachem. Utytłane samotnością. Raz jeszcze jesteś wilkiem stepowym. Ranisz i zaciskasz usta. Trzymasz się tej chwili jak brzytwy. Z pokrwawionymi palcami próbujesz przeczołgać się przez szczelinę. Chcesz zawisnąć na skraju. Milcząco chłonąć światło. Być. Raz jeszcze być.


Pozwolić szczęściu odejść, tak by poprzez brak zobaczyć to, co zawsze wydawało się oczywiste, a nigdy oczywistym nie było. To, co ma moc zmiany. A przecież niczym się nie wyróżnia. Niczym nie nagina tak zwanego świętego porządku rzeczy. Zmiana. Kiedy uświadomisz sobie, że jest ona możliwa, każdy, nawet najbardziej ponury i brudny kąt codzienności, uwięzi w sobie kawałki światła. Światła, które będziesz umiała dotknąć. Nawet kiedy twoje ciało zamieni się w wiór.  

3 komentarze:

  1. Nigdy jeszcze mnie tak nie dopadło, może to i dobrze..? pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekaw jestem jak wpłynął na Ciebie ten proces? Zaszła w Tobie jakaś zmiana?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekaw jestem jak wpłynął na Ciebie ten proces? Zaszła w Tobie jakaś zmiana?

    OdpowiedzUsuń