Zamknięta w skorupie przyzwyczajeń
rzadko kiedy wychylam głowę by dostrzec rzeczy małe. A przecież
to właśnie one mają siłę zmieniania rzeczywistości. Codzienność
lepimy z drobiazgów, które mogą nadać życiu zupełnie nową
jakość. Dostrzec piękno w zwykłości to najprostszy krok by
złapać szczęście na gorącym uczynku. Weźmy na przykład muzykę.
Zasnuty chmurami listopadowo – styczniowy poranek przeobraża się
w ciepły, łagodny początek dnia dzięki fado Marizy, balladzie
Cohena albo jednemu z koncertów Bacha. Kolejny przykład herbata.
Dla mnie zdecydowanie bardziej niż kawa. W glinianym kubku w zimowej
wersji z miodem i cytryną. W wersji letniej z cytryną i miętą.
Bardziej zielona niż czarna. Czasami biała z płatkami róży.
Obejmowanie glinianego kubka ledwie przebudzonym świtem. Słuchając
muzyki. Patrząc na wynurzające się z półmroku różowe chmury.
Albo czytając książkę. Kilka zdań, które poprowadzą cię przez
resztę dnia.
Lubię takie poranki kiedy wstaję
pierwsza przed tupotem bosych stóp. Zdarza się to rzadko. Ostatnio
rzadziej niż zwykle ze względu na Jaśkową kradzież mojego nigdy
nie dokończonego snu. Bywało tak jednak zwłaszcza latem, że
siadałam na tarasie, wdychałam soczyste, lekko schłodzone
powietrze i przez krótki moment mogłam nasycić się samą esencją
chwili. Potem zazwyczaj robiłam się bardzo głodna. Śniadanie
jadłam już w towarzystwie małych bosych stóp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz