Oglądałam
wczoraj album ze zdjęciami sprzed lat (zdjęcia znalazłam u
teściowej, nasze w większości się spaliły). To co uderzyło mnie
w nich najbardziej to moja rozdziawiona gęba po brzegi pełna
spontanicznej radości. Kiedy patrzę na swoje odbicie w lustrze
teraz, widzę zasupłaną w kokon poczwarkę. Rzadko kiedy udaje mi
się obudzić w sobie żywiołowy, szczery śmiech. Czasem uśmiecham
się bezgłośnie ale nie pamiętam kiedy ostatnio trząsł mi się
brzuch i lały się śmiechowe łzy. Czy stałam się ponurym nielotem z kikutem marzeń? Naśmiać się do syta. Smakować życie takie jakim jest. Dlaczego tak prosta rzecz bywa
tak trudna?
Kiedy padam na
twarz ze zmęczenia próbuję przypomnieć sobie jedną z moich samotnych wpraw
w góry. Staram się
przywołać drobne szczegóły. Układ chmur, rytmiczne uderzenia traperów o kamień, kolor
kosodrzewiny i traw. Myśl, że kiedyś, zupełnie niedawno byłam
tak blisko z sobą i Bogiem uspokaja. Wiem, że każda nawet
najtrudniejsza sytuacja ma jakiś sens. Rzadko kiedy udaje się go
poznać od razu. Wiem też, że każdy podły czas
jest tylko chwilą. Tak samo ulotną jak ta, którą chcemy się
zachłysnąć.
Dziś po raz pierwszy od miesięcy udało mi się wyjść z mężem na spacer tylko we dwoje. (no ... troszkę przekłamałam wzięliśmy z sobą psa). Udało nam się porozmawiać o tym co zarastało w nas głęboko i zbierało dość upiorne żniwa w naszym związku i naszej rodzinie. Wierzę, że każdy kryzys niesie z sobą ogromny potencjał uzdrawiający. Jeśli tylko zdołamy go wykorzystać może zmienić wiele. Myślę, że tak dzieje się w przypadku naszego związku. Ustaliliśmy plan małych kroków. Wracając po lodowej ścieżce, pod ramię, ciągnięci przez psa raz po raz wystrzeliwaliśmy salwy śmiechu. Poczułam ogromną ulgę i wdzięczność. Zanim weszłam do domu dotknęłam pleców by sprawdzić czy między łopatkami nie przebiły mi skrzydła.
Dziś po raz pierwszy od miesięcy udało mi się wyjść z mężem na spacer tylko we dwoje. (no ... troszkę przekłamałam wzięliśmy z sobą psa). Udało nam się porozmawiać o tym co zarastało w nas głęboko i zbierało dość upiorne żniwa w naszym związku i naszej rodzinie. Wierzę, że każdy kryzys niesie z sobą ogromny potencjał uzdrawiający. Jeśli tylko zdołamy go wykorzystać może zmienić wiele. Myślę, że tak dzieje się w przypadku naszego związku. Ustaliliśmy plan małych kroków. Wracając po lodowej ścieżce, pod ramię, ciągnięci przez psa raz po raz wystrzeliwaliśmy salwy śmiechu. Poczułam ogromną ulgę i wdzięczność. Zanim weszłam do domu dotknęłam pleców by sprawdzić czy między łopatkami nie przebiły mi skrzydła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz