Jadąc pociągiem ukrywasz się w
szczelinie czasu. Sączy się przez nią światło, w którym widzisz
obrazy bliskie lecz zupełnie nowe. No właśnie. Obrazy. Patrzę na
opatulone kożuchem chmur drzewa i widzę miasto, a w nim Jakuba.
Kim jest?
Jakub jest aniołem. To nie jest jego
miejsce ani jego czas. A jednak przyplątał się tutaj. Siedzi na
ławce i pozwala by jego nierealne ciało nasiąkało mgłą i
deszczem. Myśli o słońcu. Chciałby poczuć rozgrzaną skórę.
Nasycić się tym co niedostępne. Dotykiem. Smakiem. Bólem. Jest
mistrzem wyobraźni. Kocha tak, jak nikt inny. A przecież nie
pokochał nikogo. Żadnych dłoni. Żadnego imienia. Tylko niema
wola. Napięte skrzydła ukryte pod łopatkami.
W kałuży pod nogami Jakuba taplają
się już żaby. Ale on uparcie siedzi dalej. Marzy o słońcu.
Pragnie go tak jak kobietę, której nigdy nie posiadł. Albo
zapach, którego nigdy nie umiał poczuć. Patrzy na ulice. Na
walające się śmieci. Rozkładające się resztki spojrzeń. Mrówki
żyjące w szparach pomiędzy płytami chodnika. Wyobraża sobie
odór. Nawet ten zapach mógłby być droższy niż jego brak.
Jakub wpada w nałóg. Każdego ranka
siada na ławce. Słucha rozmów. Jeśli to możliwe, wybiera zawsze
osłonecznione miejsce. Wyobraża sobie soczystość. I giętkość.
Pewnego dnia siada obok niego kobieta.
Ma cienkie palce. Półprzeźroczystą skórę .Na skroni przebijają
się przez nią niebieskie żyły. Jej włosy są koloru ognia.
Wpuszcza w nie rój pszczół.
Kobieta odchodzi. Jakub zostaje na
ławce. Pragnie teraz tylko jednego. Chce przecisnąć się przez jej
granicę. Postanawia oddać własną nieśmiertelność za jeden
dotyk jej cienkich palców. Każdego dnia siada w tym samym miejscu.
Czeka. Więzi światło kawałkami cienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz