Stopy
– arcyczułe narzędzia przez cztery piąte życia wepchnięte są
w pokrowce butów i pantofli. Postanawiam je uwolnić. Codziennie
będę uczyć je miękkich traw, wilgotnej ziemi, balsamicznie zimnej
posadzki w korytarzu, skrzypiących, ciepłych desek w sypialni,
maleńkich, ostrzałek żwiru na znajomych ścieżkach, gładkiego
asfaltu w drodze do warzywniaka.
Postdeszczowy,
ciepły środowy przedpołudnik. Pracę zaczynam dziś w samo
południe. Biorę Borysa i gnamy na bosaka nad rzekę. Ledwie wylany
deszcz wykurzył ludziska w stronę ciepłych łapci i kubków z
kawą. Podwinęłam nogawki spodni i plaskam w chodnikowych
lilipucich kałużach (w końcu jakie kałuże mogą zrobić się od
lilipuciego deszczu). Chłód wlewający się w stopy nasyca ciało
energią. Biegniemy po mokrych trawach, poznając nieznane wcześniej
faktury. Kująca stopy ścieżka pobudza mózg do nowych połączeń.
Ucząc się kamykowych uników, przeskakuję w stronę niewielkiego
lasku. Łaskocząca iglasta posadzka zachęca stopy do dalszych
poszukiwań. Odkrywam mech. Ucztę dla stóp. Jest nasiąknięty
wilgocią. A mimo tego wcale nie jest zimny. Ma w swojej fakturze
wplątane włókna rozkoszy.
W
domu odkrywam zaskakujący fakt. Moje stopy wcale nie są brudne.
Umyła je mokra trawa w ogrodzie. Zastanawia mnie dlaczego wcześniej
tak rzadko pozwalałam sobie na tak prostą przyjemność. Dlaczego?
Latami słyszałam powtarzane jak mantrę słowa mamy: „Nie chodź
na boso bo się przeziębisz”. Pamiętam jak bardzo to zdanie
działało mi na nerwy. A jednak niechciane schematy potrafią
wczepić się w człowieka jak kleszcz. Wykręcam główkę kleszcza
z zapałem. Biegnę na bosaka po ogrodową natkę i szykuję
pomidorówkę. W międzyczasie wygooglowuję co inni mają do
powiedzenia na temat chodzenia na boso. Trafiam na cytat z
Hipokratesa: „najlepsze buty to żadne buty.” Czytam do
niego komentarz: Natura nie przewidziała dla nas butów. Na
stopach umieściła receptory wszystkich narządów wewnętrznych.
Pobudzanie ich w sposób naturalny poprzez chodzenie na bosaka jest
najlepszym masażem dla tych punktów. Jest to potężny element
leczniczy, jeden z najważniejszych i niezbędny, jeśli chcemy żyć
w pełnym zdrowiu. Chodząc na bosaka nie tylko masujemy nasze punkty
akupunkturowe, ale także mamy bliski kontakt z Ziemią, co pozwala
nam czerpać energię bezpośrednio z Ziemi, a także utrzymać
właściwą polaryzację ciała.
Po
mieście buszuje halny. Cała wilgoć wsiąkła w poły jego
płaszcza. Słońce osusza asfalt i kamyki. Stopy mruczą jak
napęczniały ciepłem kot. Wracam z pracy z granatowymi balerinami w
ręku. Ten i ów spogląda ukradkiem, od czasu do czasu sypiąc
garstkę uśmiechu lub kpiny. Uczę się chodzić uważnie. Chłodne
jeszcze płytki chodnika zmieniają moje stopy w detektor materiałów
i faktur. Naostrzone jak ołówki zmysły rysują mapę nieznanych
lądów. Zaiste. Bose czuje więcej.
Ten wpis jest fragmentem mojej książki 52 tygodnie, która w lipcu ukaże się na półkach księgarń.
Kurcze, czuję się nieźle wkręcony. Bardzo zachęcasz :)
OdpowiedzUsuńNo i chyba już czekam na książkę :)
Dziękuję. Na bosaka i z garściami pełnymi tremy
OdpowiedzUsuń