Wieszasz pranie.
Sznurek rozpostarty między dwiema brzozami. Wiatr tańczy w białych
prześcieradłach. Ty na bosaka. Trawa sucha i ciepła. I turlający
się po niej kot. I pies gapiący się na żuka, który dostojnie
przemierza swój własny mikrokosmos.
Obrazek pozbawiony
świateł i fajerwerków. Mimo to, a może właśnie dlatego jest w nim cała esencja. Proste
szczęście, które nie potrzebuje oklasków. Życie, które
wybrałaś. Maleńka wioska. Dolina na skraju gór. Sarny objadające
pleciony z wierzby płot. Nawłoć, która próbuje podjąć
ekspansję twojego ogródka. Mięta, rozmaryn i pomidory w skrzynkach
tuż za progiem. Dynia na skraju przekopanego stoku. Malwy pod
oknami. I winogrono czule obejmujące południowo zachodnią
ścianę domu.
Dzieci od rana do
zmroku na bosaka. Nie możesz znaleźć butów Małego Wilczka.
Zdejmujesz więc i swoje buty. Idziecie po ściółce i bukowych
szyszkach przez las. Wspinacie się po skale. (Tej na której ćwiczą
się Mali Podróżnicy). Jak to możliwe, że czterolatek potrafi
bosymi stopami objąć guzowaty granit, a potem biec po kamieniach, po
gałęziach, po żwirze. Las jest jego placem zabaw, jadalnią,
tajemniczą szkołą. Jest bezgranicznie jego.
Schodzicie w dół.
Mała Fi huśta się na linie zaczepionej na gałęzi drzewa. Dotyka
piętami nieba. Chcesz zrobić to samo. Nie jest łatwo, ale
Mała Fi ma dobre serce. Teraz twoje stopy w liściach i tuż pod
chmurami. Raz jeszcze udało ci się być dzieckiem. Potrafisz śmiać
się całym brzuchem i biec z górki łąką pełną krowich placków.
Potrafisz nie gderać.
Wieczorem, kiedy
ciepło i cisza unoszą się nad snami twoich dzieci, bierzesz psa i
muzykę na uszach. Wystawiasz głowę na uwielbienie gwiazd. Droga
mleczna mizdrzy się swoim pięknem nad czarną łąką. Muzyka
Glassa The Hours a zaraz
potem Morning Passages. Czujesz,
że szczęście podchodzi ci pod gardło. Chcesz trzymać tę chwilę
jak imbirowy cukierek pod językiem. Aż poczujesz ból. Zwykłość
nienasycona. Przesiąknięta brakiem, zmęczeniem i poezją. Unurzana
w pięknie rzeczy małych.
Chcesz zlać się z tą nocą. Idziesz przez las nie zapalając światła.
Las żyje magią o wielkich oczach. Zmienia trawy w ptaki i drzewa w
trolle. Pies trzyma się przy nodze. Wie, że go potrzebujesz. A
jednak. Gubicie drogę i wpadacie na białe żaglówki. Na masztach wiszą jednak tylko prześcieradła. Pranie staje się latarnią i przewodnikiem. Ot, cała codzienność.
Zawsze inna niż zdołasz sobie wymyślić.
"Ot, cała codzienność. Zawsze inna, niż zdołasz wymyślić." I jeszcze: "Proste szczęście, które nie potrzebuje oklasków". Z tymi słowami wchodzę dzisiaj w swoją codzienność, proszącą cicho o moją akceptację i wdzięczność. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńWitaj Agnieszko, dziękuję, że zajrzałaś. Tak. Wdzięczność i akceptacja dają moc. Łatwiej jest mierzyć się z tym co jest ci dane jeżeli potrafisz to docenić. pozdrawiam cię ciepło
OdpowiedzUsuń