Każdego dnia dostajesz życie. Napełnia cię nim każda uważność.
Każda wdzięczność. Muzyka. Drzewa. Seledynowa soczystość trawy. Kawałek
chleba, wciąż ciepły. Czułe dłonie na twoich
żebrach. Czas. Rzeka pozbawiona oczekiwań. Prostota
zjadana palcami prosto z talerza. Bóg rzeczy małych na języku.
Zwykłość nienasycona. Wiara. Że każda chwila znaczy. Że
tajemnica jest esencją. Jak bezczasowość czasu. Jak potęga dwóch
par oczy. Pomiędzy kosmosem. Tu. Bardziej niż kiedykolwiek.
Wszystko co pozwala ci wynurzyć się ze zwoju oczekiwań, z
nietopniejącej brei pustych żądań, to wszystko jest prawdziwą
treścią twojego dnia. Moc rzeczy małych. Zielona herbata z małego
imbryka. Obejmowanie obiema dłońmi kobaltowej czarki. Las
zachłyśniętą soczystością pierwszych liści. Planeta zielonych
barw podana na dłoni. Otwierasz kobaltowe drzwi. Jedno naciśnięcie
klamki otwiera kamienne schody do siebie, Do jedności, Obejmujesz
ramieniem dębowych i buczynowych braci. Pod bosymi stopami siostry
leśnego runa. Czas kołyszący bezczasowość.
Tu, na tej płachcie
niepojętych dni, jesteś gotowa zrobić wszystko by pomóc tej
kruchej, niesamowitej planecie przetrwać. Zbudować ogród.
Zaczynając od własnego wnętrza. Proste gesty. Nasiona. Ziemia i
woda. Wczoraj zobaczyłaś pierwsze pędy sałaty i grochu. Cud.
Maleństwa przyniesione na świat rękami twojego męża i twoich
dzieci. Początek kręgu. Gdy dotrą do kompostu by nakarmić życie
raz jeszcze zobaczysz całość. Jesteś częścią
nieskończonej spirali życia. Jesteś.